Żaba w pościeli, nie ukrywam, że w mojej, za wcześnie było, żeby wychodzić w plener i robić jej fotki.
Na podusi.
Na tle pewnego kultowego obrau, kto zgadnie jakiego..?
Zdjęcie z toruńskiego skansenu, wyszło fatalnie źle, nawet nie ma pewności, czy to żabka, czy jakaś mikra laleczka. Wdzięczna bym była tubylcom za jakieś informacje o tej zabawce, a za dobre foto się odwdzieczę)
Widziałam żabkę w toruńskim skansenie, siedziała na dziecięcym nocniczku z zamierzchłych czasów. Jej fotka wyszła tak, że praktycznie nie widać stworka przyczajonego w kąciku. Kolega był w skansenie i jej szukał, ale miał za mało informacji, tak że stworek z dawnych czasów dalej tam siedzi zakurzony , zapomniany i niekochany.
To jest moja wariacja żabia. Oczywiście według tildowego wykroju z książki: "Sommer i Tildas hage" Tonne Finnanger. Żabka uszyta z bawełnianych materiałów, w środku wypełnienie poliestrowe, szyło się bardzo szybko i bez problemów. Zwierzaczek jest bardzo przyjemny i mięciutki, spodenki można zdejmować. Planuję uszycie jeszcze kilku do płaziej rodzinki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo ładna żabka. A Toruń jest moim ulubionym miastem, uwielbiam tam spacerować...
OdpowiedzUsuńale nie prędko będę mogła tam być. Czy to po wyprawie do Torunia przyszła chęć na żbkę??? :) Myślę, że znana jest Ci legenda o żabach w Toruniu :)zapraszam do mnie :)
Tildowe tworki, laleczki coraz bardziej kusza.Twoja żabka jest kapitalna.
OdpowiedzUsuńhttp://brbaratoja.blog.onet.pl/
Zaglądam do Ciebie już od jakiegoś czasu, wzdycham nad Twoimi pracami! Żabka wyszła cudnie- taki miły, ułożony i elegancki Pan. A te łapki tak wyprofilować przy szyciu ach... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKasmatko, żabka jest dosyć prosta, łapki też się da zrobić. Może tylko trzeba uważać na materiał, ja robiłam z lnu i w takich malutkich fragmentach to nitki lubią wyłazić na zakrętach. Ale w bawełnianych kretonikach powinno wychodzić lepiej. Wypucham na prawa stronę ołówkiem, lub grubym szydełkiem bardzo pomocne są nieduze nożyczki :)
OdpowiedzUsuńEdit, na chwilę wracając do Torunia. Do tego miasta mam słabość od zawsze. Wiecznie mi było do niego nie po drodze. Aż w tamtym roku jesienią umówiłam się tam z koleżanką z internetu i spedziłyśmy cudownie czas, na zwiedzaniu i pogaduszkach. Legendę o żabach i flisaku znam. Ten motyw pojawia się w innych baśniach świata, w różnych kombinacjach. Bardzo ciekawie opisał historię toruńskich żabek i wyprowadzenie ich z miasta Tomasz Szlendak w swojej powieści: "Leven". Żab się namnożyło, bo kilka zim było ciepłych i bociany jakoś nie doleciały. Było ich tak dużo, że ciężko było chodzić ulicami bo zalegaly grubą warstwą wszędzie. Nie było możliwości pozbierania ich i wyrzucenia za granice miasta, bo wracały. Wuj głównego bohatera, Levena, poprosił go o zakup żabek z dalekiej Azji. Potem nieśli je w koszyczku, a toruńskie żaby na dźwięk ich głosu szły za nimi i zostały wyprowadzone z miasta. A żeby mieszczanie nie posądzili Levena o czary, to stąd mistyfikacja z użyciem instrumentu, jednak to była tylko przykrywka. Polecam powieść Szlendaka, jest on naukowcem z Torunia, socjologiem, tak że napisał ją z sercem. Dobrze sie ją czyta, ze względu na styl, nowoczesny, ale nie prostacki. Można się tam zapoznac jeszcze z wieloma toruńskimi historiami, np: skąd się wziął kształt pierniczka "katarzynki". Polecam wszystkim, sama też sięgnę przy najbliższej okazji, bo ksiazkę posiadam :)
Edit, Twoje misiaczki sa cudowne, tyle życia w nich i ciepła.
Barbatoja, dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :*