Pies szczekał za oknem. Wygryzał kęsy powietrza, połykając je łapczywie. Mdliło ją coraz bardziej, za dużo powietrza, za dużo dźwięku. A on unosił się w górę na krzywych, czarnych nóżkach. Podskakiwał. Upadając wbijał się w ziemię. Nadgniłe liście pokrywające trawnik, uginały się pod jego ciężarem, były już pokryte chrupiącą warstewką lodowego lukru. Łapki tupały, ciapały, wychodziły z siebie. Zapomniał dlaczego szczeka, zagubił sens. Została tylko wściekła zawziętość. Nie zauważył, jak po murze przeszły białe renifery. przepłynęły miękko, wtulając się świetlistym futerkiem w mgłę. Zapowiedź zimy, spokoju i nieoczekiwaności. Wiedźma uśmiechnęła się, zrobiła kreskę w notesie. Święta w tym roku znowu się odbędą.
niedziela, 13 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
One są zabójczo urocze;-)))
OdpowiedzUsuńRenifery nie dość że śnieżnobiałe to jeszcze patrzą w NIEBO :-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne !
piękne wprowadzenie (opowieść), a renifery wprost boskie - dobrze, że są
OdpowiedzUsuńDokładnie - urocze...
OdpowiedzUsuń